top of page

    MuszÄ™ uciekać z dala od wszystkich dróg, ale jak to zrobić, skoro caÅ‚y okoliczny teren to bagna poprzecinane licznymi rzekami? - Lovecraft

​

 

  Narodziny oceanu

 

​

    MÅ‚ody, dobrze zbudowany mężczyzna opiera siÄ™ o kuchenny blat, przyciska czoÅ‚o do wiszÄ…cych przed nim biaÅ‚ych szafek. Zalewa kawÄ™ wrzÄ…tkiem, odstawia mleko do lodówki. Wychodzi na taras, siada na obitym miÄ™kkim syntetykiem krzeÅ›le i obejmuje kubek dÅ‚oÅ„mi. Zakryty jasnymi panelami basen uparcie drażni jego uwagÄ™. SpoglÄ…da dÅ‚ugo na leżące w dolinie miasto i ledwie widocznÄ… za nim liniÄ™ wody. Mruży oczy, gdy na wschodzie pojawia siÄ™ kula sÅ‚oÅ„ca. PokrywajÄ…cy wzgórza las szumi cicho, a jego mieszkaÅ„cy rozpoczynajÄ… swój codzienny, wieczny jazgot.

    To nie bÄ™dzie dobry dzieÅ„.

 

​

    Dwie elegancko ubrane osoby żwawo przechodzÄ… przez należący do oÅ›rodka park, wchodzÄ… do jednego z nowoczesnych budynków i zjeżdżajÄ… windÄ… pod ziemiÄ™. Kobieta tÅ‚umaczy coÅ› mężczyźnie.

- To uproszczenie, ale przyjmijmy, że tak jak tutaj się jest, tam się nie jest. W pewnym sensie istnieje się, ale nie żyje. Tylko, że nie kiedy się tam jest.

- A więc nie postrzega się.

- Nie. Nie kiedy się tam jest. Ale kiedy jest się tutaj, pamięta się wrażenie.

- Nie będę udawał, że rozumiem. Kto to będzie?

- Jedyny, którego zdoÅ‚aliÅ›my zaangażować w tak nagÅ‚ej sytuacji. Przejawia pewne problemy, ale jest bardzo skuteczny.

- Ale tak naprawdę, to nie on będzie działać.

- Nie, my będziemy. Poprzez kombinezon. Uprzedzając pytanie, nie, nie można wysłać robota. Oni nie robią niczego, ale nie robią bardzo intensywnie.

- Robot nawet nie dotarÅ‚by tam, gdzie jest paÅ„ska córka.

    Oboje wysiadajÄ… z windy i wchodzÄ… do pokoju obserwacyjnego. Przez dużą szybÄ™ widać przestronnÄ…, sterylnÄ… salÄ™. W jej centrum przezroczysta kopuÅ‚a, której ciemne wnÄ™trze kontrastuje z rozÅ›wietlonym pomieszczeniem.

    Kobieta zauważa, że jej towarzysz zwróciÅ‚ uwagÄ™ na uzbrojonych ochroniarzy stojÄ…cych na dole, obok sanitariuszy. Wzdycha i niechÄ™tnie przyznaje:

- My również wciąż rozumiemy niewiele.

 

​

    Numer szesnaÅ›cie wchodzi do sali. Sprężystym krokiem wielkiego kota zmierza ku studni. Jego obecność sprawia, że sanitariusze i ochroniarze milknÄ…, napinajÄ… mięśnie, kurczÄ… siÄ™ odrobinÄ™ w sobie, choć nie dajÄ… tego po sobie poznać. Mężczyzna przystaje w lekkim rozkroku, z dÅ‚oÅ„mi nieco nienaturalnie odsuniÄ™tymi od ciaÅ‚a. Zwraca siÄ™ ku obserwatorium, jego spojrzenie jest nieeleganckie, wyniosÅ‚e, pogardliwe. Za otÄ™piaÅ‚ym wyrazem twarzy zdaje siÄ™ kryć jednak coÅ› innego, bardzo rozedrganego. Zaciska zÄ™by i ponownie przenosi wzrok na znajdujÄ…cy siÄ™ przed nim wÅ‚az. Nie sÅ‚ucha rozchodzÄ…cych siÄ™ komunikatów, czeka na cichy syk i stukniÄ™cie otwierajÄ…cego siÄ™ przejÅ›cia.

    Powoli, przezwyciężajÄ…c opór materii, wkracza w ciemnÄ…, ciepÅ‚Ä… wodÄ™, aż znika zupeÅ‚nie, a malutkie fale, które wzburzyÅ‚, uspokajajÄ… siÄ™.

 

​

    Obok dryfujÄ…cego ciaÅ‚a przepÅ‚ywa coÅ› ogromnego. MijajÄ… wieki, ginÄ… i rodzÄ… siÄ™ Å›wiaty, pustka nie zmienia siÄ™ w ogóle.

    CiaÅ‚o napina siÄ™ w próbie wyrwania z korzeni Å›wiatÅ‚a. Choć dóÅ‚ i góra nie istniejÄ…, unosi wzrok, by ujrzeć jasnowÅ‚osÄ…, ubranÄ… na czarno kobietÄ™ wyciÄ…gajÄ…cÄ… ku niemu dÅ‚oÅ„. Za niÄ… pojawiajÄ… siÄ™ kolejni. MówiÅ‚em gardzÄ™, ludzie. Teraz mówiÄ™, kocham, ludzie.

    Dom, najdroższy dom, staje w pÅ‚omieniach.

 

​

    Po kilkudziesiÄ™ciu sekundach wÅ‚az studni otwiera siÄ™ ponownie, wylatuje przez niego mężczyzna, wÅ‚asnym ciaÅ‚em chroniÄ…cy trzymanÄ… w ramionach drobnÄ… kobietÄ™. Z hukiem uderzajÄ… o podÅ‚ogÄ™, jego pancerz rysuje gÅ‚adkÄ… powierzchniÄ™. Na chwilÄ™ zapada cisza, a potem oboje zaczynajÄ… krzyczeć, wrzeszczeć opÄ™taÅ„czo, jakby doÅ›wiadczali bólu wymykajÄ…cego siÄ™ jakimkolwiek okreÅ›leniom.

    Ona, naga, z piÄ™knymi, jasnymi wÅ‚osami, o oczach niemalże pozbawionych już barwy. Wciąż pokryta dziwnÄ…, ciemnÄ… wodÄ…, jakby grawitacja byÅ‚a nowym zjawiskiem dla tej cieczy. Po chwili milknie, omdlewa, zwija siÄ™ w kÅ‚Ä™bek pod Å›cianÄ… i nie stawia oporu badajÄ…cym jÄ… poÅ›piesznie sanitariuszom.

    Ale on nie przestaje krzyczeć, pełźnie w stronÄ™ studni. Nie daje rady wstać, ale wybija kolano jednemu z próbujÄ…cych uspokoić go ochroniarzy. Opiera siÄ™ o szklanÄ… kopuÅ‚Ä™, resztkÄ… siÅ‚ tÅ‚ucze pięściami we wÅ‚az, próbuje szarpać za jego krawÄ™dź, ale bezskutecznie.

    Dopiero tam upada prawdziwie, jego oczy stajÄ… siÄ™ biaÅ‚e i przestaje krzyczeć.

bottom of page